Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Mój Mateuszu! — zawołał: — cóż to znów za szczególne żarty?
— A nie żarty, wielmożny panie, nie żarty — rzekła towarzyszka Mateusza, — jeno sprawiedliwe małżeństwo. Dałabym ja jemu żarty po łbie, ażby Warszawę zobaczył...
— Więc to naprawdę on się z wami żeni?...
— A juści nie co.
— Ależ kobieto, spojrzyj na niego — toż to dziad!