Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

psisko ociężałe, nie śpiesząc się i nie zapalając zbytecznie, łaziło po bagienkach i wypłaszało ptaki, do których wszakże obaj myśliwi nie strzelali bynajmniej.


...gdyby nie Medor, stary wyżeł, ginącej już rasy...

— Przepraszam cię, panie Bolesławie — rzekł raz regent, — ale jak widzę, nie jesteś z zamiłowania Nemrodem... Młody ziemianin...
— Ziemianin! — odrzekł, wzruszając ramionami, — a kiedyż ja ziemianinem byłem?
— Przecież wychowany na wsi...
— Do lat dziesięciu, panie... Trudno było w tym