Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z willi i usiadła w ganku na ławce; w ręku trzymała list i czytała go bardzo uważnie. Cały arkusik zapisany był drobniutkiemi, kształtnemi literkami.
List był tej treści:
Kochany Wandziu! Doskonale nam tu jest; od dwóch tygodni używamy rozkoszy wiejskich w cichem ustroniu, do którego ani turkot, ani gwar miasta nie dochodzi.
„Jest to prawdziwa wieś, taka wieś, jaką tylko wymarzyć można. Siedziba ludzka, niby wyspa na szerokiej przestrzeni pól — wszyscy swoi; obcej twarzy nie ujrzysz. Jak obecnie, mała ta gromadka pracowników zajęta jest żniwami. Sierpy brzęczą, podcięte kłosy żytnie rozkładają się na zagonach. Żniwo — to bardzo ciężka praca, ale wieśniacy biorą się do niej ze szczególną ochotą. Lubię patrzeć na ludzi, zachowujących wesołość przy tak ciężkiej pracy; podziwiam siłę ich i wytrwałość. Po całym tygodniu roboty, w dzień sobotni wieczorem, urządzają tańce, a w poniedziałek znowu są na zagonie. Wychowana w mieście, patrzę na ten światek wioskowy ze szczególnem zaciekawieniem. Szczególnie zajmują mnie kobiety; pracują one na równi z mężczyznami, chociaż zapewne żadna z nich o emancypacyi nie słyszała.
„Młoda matka przez cały dzień jest u żniwa, a maleńkie jej dziecko, zawieszone w płachcie na kołkach, kołysze się w tej zaimprowizowanej huś-