. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Nie bój się, żebym tak temu dziesięć lat, jeszce kiej u ojców w chałupie byłam, żebym tak, na to mówiący rzekła: chodź, Michałku, to byś na stado wilków nie patrzył, jeno leciał. Może nie?!
— Ha, albo ja wiem, powiadasz, żebym leciał i mnie sie widzi, żebym leciał, — dodał śmiejąc się. Zreśtom i dziś przecie zły dla cię nie jestem, Gadasz iść, ha! rezyk fizyk! co będzie to będzie, idę!
— Ot tak to ale,! taki stateczny gospodarz, taki chłop, zeby się głupiego zająca bojał!! Chodźmy, prosięcinę sprzedamy, choć biednie za siedm rubli, zara sobie chustkę kupię i dzieciom obwarzanków choć z dziesięć, niech tam i one robaczki mają uciechę.
— I ja im kupię, jeno wpierwéj buty — to je napierwsza rzecz.
— Napierwsza rzec — a chciałeś sam kupować, przezemnie!
— A juści, bo ja chcę wedle nowéj mody, foremnie, a ty może...
— Nie pleć, pleciugo, nie pleć. Toć nieraz sama ci gadałam, zebyś se kupił galante buty nowomodne, jak młode gospodarze noszą, bo patrzéć nie mogę jak się telepiesz w takich stęporach, rychtyk jak kuń po grudzie. Juz ja ci sama buty naraję galante, jak się patrzy.
— Ech! albo to ty na rzemień znawczynia?
— Nie — tylo musi chłop to juz na wszystko znawca! wielga rzec rzemień, aby jeno mocny był to i ju!
Tak rozmawiając zbliżyli się do Okpiszewa. Już na moście był ścisk okropny. Dzierżawca rogatki kłócił się o kopytkowe, faktorki i przekupki przeglądały wszystkie fury, kilkunastu dziadów śpiewało na całe gardło: jeden o świętym Mikołaju, drugi „kto się w opiekę,” dziesiąty o św. Rochu, obrońcy od morowego powietrza...