Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Wilki i inne szkice i obrazki.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
254
KLEMENS JUNOSZA
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

— Niby jak?
— A tak, mam stare buciska, to w nich siako tako do godów przechodzę.
— Ehę! toś ty taki jenteres miał, buty chciałeś se kupić.
— A ty zkąd wiesz?
— Zkąd? musi mi ten zając powiedział, coś go się zląkł jak złego.
Chłop usiadł nad rowem i usiłował przekonać żonę żeby nie iść.
— Powiadasz, — mówił, — że ksiądz zakazuje — no dobrze, o babie zakazował z jambony, bom sam słyszał — ale o zającu nic nie gadał.
— Słuchajno, Michał — odrzekła żona, trącając go potężnie w bok, — albo ci ja kiedy krzywa była? albo ja o twoje dobro nie stojała? czy ja latawiec? czy ja tobie nie gospodyni, nie żona. twoim dzieciom nie matka? Czy te to nie dbam, nie haruję jak wół.
— No jużci, to prawda, po sprawiedliwości, ja tam powiadam, żeś rzetelna kobieta, poczciwa, ale téż i ja dla ciebie nie pies, krzywdy odemnie nie masz, a choć się przemówimy czasem, to dlatego gnatów ci nie przetrącam, jak insze swoim kobietom, nie skrzywdzę, przyodziewek téż masz jak się patrzy, głodu nie mrzesz.
— Zgrzeszyłabym téż, żebym powiedziała, że nieprawda; przemówienie to swoja rzecz, a choć mnie jeszcze po ostatniém przemówieniu plecy bolą i stara Zagnańska musiała mnie wódką z psiem sadłem smarować, dlatego ja sobie nie krzywduję. Zawdy ty mnie mąż, a ja tobie żona, a co Pan Bóg miłosierny złączył, to nic nie rozłączy, jeno co rydel a motyka. Wstań, wstań, Michałku, pójdziewa, co se tam będziesz brał do serca — chodź.
Chłop namyślał się.
— Oj, oj! — mówiła daléj kobieta — wszystkie wy chłopy jednakie, a nie przykładając, wszystke sielmy.