Strona:Klemens Junosza - Wdowa z placem.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 91 —

demia, to jest studnia, co ja gadam studnia! to jest morze nauki. Żebym miał czas, to czytałbym ciągle takie opisy, ale ja o czem innem chciałem powiedzieć.
— No, cóż takiego?
— O gazetach... Można się z nich dużo dowiedzieć, a można się też i zasmucić.
— Dlaczego?
— Jest w nich jeden przykry wyraz: postęp.
— Przykry? Sądzę, że wprost przeciwnie.
— A, panie, przykry. Z niego dużo złego robi się na świecie.
— Nie rozumiem, co pan chcesz przez to powiedzieć.
— Wytłomaczę w krótkości.
— Ciekawym bardzo.
— Oj, panie, to brzydkie słowo! Wierz mi pan, że bardzo brzydkie. Dopóki nie było postępu, wszystko szło pomaleńku, staromodnie, ale dobrze i dawało dochody. Każdy kto chciał, mógł się dorobić; rzemieślnik pracował rękami, a myślący człowiek, choćby naprzykład jak ja, pośrednik, faktor chodził pieszo, albo jeżeli wypadło udać mu się na prowincyę, jeździł furmanką. Teraz masz pan za miastem koleje żelazne i telegrafy, w mieście tramwaje i telefony... To jest postęp! Faktoruj-że przy takich urządzeniach! Trafia się co, człowiek