Strona:Klemens Junosza - Wdowa z placem.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 76 —

łaś czarną z koronkami, a kapelusz nowiuteńki z kwiatem, piórem i wstążką. I jakże nie wierzyć w sen, który tak drobiazgowo i dokładnie można opowiedzieć? Śmiejesz się złośliwie — wolna wola — śmiej się, jeżeli sprawia ci to przyjemność — ale przeznaczenia swego nie unikniesz, nie wykupisz się od niego i nie wykręcisz...
— Zapewne, tylko, widzi ciocia, że i ja także miałam sny.
— Cóż ztąd?
— A w nich moja przyszłość rysuje się inaczej.
— Ciekawam!
— Rysuje mi się ona tak. Jesteśmy ciągle razem; mamy pracownię sukien i kapeluszy, dajemy pracę i zarobek kilkunastu kobietom, robimy doskonałe interesa, zbieramy pieniądze — i czas nam przytem wesoło i przyjemnie upływa.
— No, dobrze to jest... ale cóż robi twój przyszły mąż.
— Nie ma go wcale w moich snach.
— Przepraszam cię za wyrażenie, ale takie sny nie mają ani za trzy grosze sensu.
— Cóżem ja temu winna, że miewam sny inne niż kochana ciocia?
— Zapewne, zapewne, ale podług mego zdania, kobieta praktyczna powinna nawet podczas snu być praktyczną, nie bujać po