Strona:Klemens Junosza - Wdowa z placem.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 70 —

dziesz. Nikt dziwić się temu nie będzie. Idzie tylko o to, żebyś nie zrobiła głupstwa i nie wyszła za byle kogo. Nic łatwiejszego jak trafić na łotra, a zdaje mi się, że właśnie kilku takich myśli o tobie.
— Zkąd ciocia może wiedzieć, kto o mnie myśli, lub nie.
— Przecież od czasu do czasu przyjmujemy wizyty.
— No tak; przeważnie odwiedzają nas dawni znajomi i przyjaciele nieboszczyka mego męża.
— Wiem, wiem, widuję tych panów i dotąd żaden z nich bardzo sympatycznego wrażenia na mnie nie zrobił, a kilku wprost przeciwnie.
— Uprzedza się ciocia. Są to ludzie nieźli.
— Szczególniej taki naprzykład pan Leon. Niezły blagier i pyszałek. Rzadko kiedy można spotkać podobnego. On przecież patrzy na ciebie takim wzrokiem, jak gdyby był pewny, że już jesteś w nim szalenie zakochana.
— Ja?!
— Wiem, że ani myślisz o nim i właśnie z tego powodu zarozumiałość jego doprowadza mnie do passyi. Nie wątpię, że znajdę sposobność, aby mu dać poznać, że jest w grubym błędzie i że powinien pozbyć się słodkich złudzeń. On nie dla ciebie, ani ty