Strona:Klemens Junosza - Wdowa z placem.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 68 —

się przekonać, czy jeszcze nie zapomniała o czem i rzekła do młodej wdowy.
— No, czy tak dobrze?
— Doskonale, kochana ciociu, wszystko jest symetrycznie, gustownie i pokoje nader milutkie.
— To mnie cieszy — a teraz dysponuj, co chcesz jeść? Ja, co prawda, jestem głodna.
— Wszystko mi jedno. Co ciocia woli, oto pieniądze, najlepiej kazać przynieść z restauracyi. Stróżka przyniesie.
— Przepraszam, w restauracyach i z restauracyj nie jadam, umiem gotować, nie chwaląc się, trochę lepiej niż knajpowi kucharze. Pobiegnę na miasto, kupię co potrzeba i za godzinkę możemy mieć doskonały obiad.
— Bardzo mi przykro, że ciocia sama się trudzi i mam zamiar przyjąć od jutra sługę.
— Jezus, Marya! kobieto, co też ci w głowie?! Po co sługa? Dla kogo? Co tu będzie robiła?
— Więc któż nam usłuży?
— Jest nas dwie, a że ciebie nie liczę, więc pozostaję ja. Mogę cię zapewnić, że zrobię za trzy sługi, stróżka przynosić będzie wodę i na tem koniec. Ja sprzątnę, ja do miasta pójdę, obiad ugotuję. Passyami to lubię, a sług nie znoszę i proszę cię,