Strona:Klemens Junosza - Wdowa z placem.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 113 —

— Młodzi, pani dobrodziejko, młodzi — odrzekł — i my biegaliśmy niegdyś, teraz chodzimy już tylko, ale jeszcze niezgorzej, prawda?
— Naturalnie. Ja mogę chodzić przez cały dzień nawet, zmęczenia nie czuję.
— Tak to, droga pani, trzymamy się krzepko i gdyby wypadło tańczyć, to...
— Jakto? Pan tańczy jeszcze?
— Jeżeli trzeba, to dlaczegóżby nie? Nie ubiegam się za tem, nie przepadam, ale gdyby tak wypadło...
Przy pożegnaniu, zapytał młody człowiek, czy może kiedy przyjść i złożyć swoje uszanowanie. Zaproszono go jak najuprzejmiej, również jak ojca... Poczem stróż przebudzony otworzył bramę i obie panie zniknęły w niej, niby w wielkiej, czarnej przepaści.
— A co, synku? — zapytał stary, gdy zostali sami na ulicy.
— Ojciec jest wielki — odrzekł syn.
— Przesada! Ojciec twój jest przedewszystkiem człowiekiem dobrej szkoły, wie, w jaki sposób oblegać fortecę, aby ją zmusić do kapitulacyi. Wy, młodzi, nic się na tem nie znacie...
Syn uśmiechnął się.
— Być może, ojcze — odrzekł — być mo-