Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ho, ho! mój kochany panie Korkiewicz, nie wiedziałem, że jesteś taki wymowny. Nie poznaję cię!
— A bo pan mecenas zawsze na mnie, jak na burą sukę!... Ja przecież także człowiek jestem, a że żyję uczciwie i porządnie po teatrach się nie włóczę, kolacyjek w wesołej kompanii nie wyprawiam, za kulisy nie zaglądam... więc już się panu mecenasowi wydaje dziwnem, że ktoś do mnie napisze list. Wolno mi przecież mieć stosunki z ludźmi i interesa.
Rzekłszy to, przerażony własną śmiałością, zamilkł i drżącemi rękoma zaczął układać papiery na stole.
— Ależ ja żartowałem, kochany panie Korkiewicz — rzekł Szperalski, — żartowałem tylko i przyznaję ci zupełną słuszność. Nie mam prawa mieszać się w twoje sprawy sercowe... jesteś, jak słusznie powiedziałeś, kawaler, pełnoletni. Kochaj się w dwudziestu czterech pannach, wykradnij jaką piękną księżniczkę, albo bogatą żydówkę, ożeń się, rozwiedź się, znowuż się ożeń... abyś tylko pilnował kancelaryi, tak jak dotąd pilnujesz... nie mam nic przeciwko temu. Jeżeli zaś