Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kami; następnie, aby nie ważyli się deptać po froterowanej podłodze, lecz aby, jeżeli już koniecznie chcą wtargnąć do pokoju, stanęli na wązkim chodniku rzędem; następnie oświadczyła im, że nie jest głupia i nie myśli zmarnować tego, co stanowi cały jej majątek. Byłoby to karygodną lekkomyślnością, niemal zbrodnią, zwłaszcza wobec faktu, że śmietanka zdrożała i że za funt mięsa trzeba płacić bajońskie sumy.
— Zresztą, co panom do mojej sumy?
— O co się pani gniewa? — zapytał siwy.
— Bo to jest po prostu napaść i rozbój na gładkiej drodze!
— Pani żartuje?! Jaki rozbój? jakie morderstwo? To tylko uczciwa propozycya; wolno przyjąć, wolno odrzucić, ale nie wolno nazywać rozbójnikami ludzi porządnych. My chcemy kupić sumę.
— A ja nie chcę!
— Pani samej trudno będzie odebrać... pani nie ma na koszta, nie ma na podróże.
— Nikt moich pieniędzy nie liczył!
— Adwokaci bardzo duże mają wymagania. Pani ich nie zna! Taki zaraz chce