Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

grał półtora tysiąca, z procentem i kosztami... i wszystko, co do jednego grosza, odebrał.
— Słuchajcie! — odezwał się jeden z gromady — jeżeli na to przyszliśmy tutaj, żeby wychwalać Korkiewicza, to szkoda naszych butów. Wygrał proces, zarobił. Wielki interes! I ślepej kurze trafi się czasem, że znajdzie ziarnko!
— Nie dla jego pochwały mówimy — rzekł siwy żyd, najpoważniejszy w zgromadzeniu; — jego honor tyle wart dla nas, co przeszłoroczny mróz, ale mądry człowiek powinien ze wszystkiego korzystać.
— Nu, co tu jest do skorzystania?
— Widoczna korzyść. Zaraz wam wytłómaczę. Z tego, co tu było powiedziane, widać, że mały człowieczek od adwokata Szperalskiego ma głowę. Czy nieprawda?
— No, ma, ma. Niech go dyabeł porwie, razem z jego głową i starym kapeluszem, który na wielkiego ryzykanta wart jest... sześć groszy!!
— Ten kapelusz dowodzi wartości głowy. Człowiek, który nosi taki kapelusz, szanuje pieniądze...