Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Dlaczego? Musicie mieć jakąś podstawę, jakiś punkt.
— Bez punktu nie może być; ma się rozumieć, że mam. Za tym interesem chodzi Korkiewicz, ten od mecenasa Szperalskiego... Taki nie wypytywałby się napróżno. On się zna.
— Wiadoma rzecz, ze to mechanik pierwszej próby do takich geszeftów.
— My go znamy.
— On sam może kupić! Oj, oj! albo mu to brakuje pieniędzy? Sporo zarobił na różnych sumach.
— On już i naszych żydków rozumu nauczył. Pamiętacie tę wdowę, co miała do zbycia pretensyę?! Nie sumę, nie wyrok prawomocny, tylko gołą pretensyę i cokolwiek dowodu. Chciała to odstąpić, bo jej brakło na chleb. Nasze żydki długo nad tem radzili, zebrało się całe zgromadzenie, cały kahał pokątnych doradców i lichwiarzy. Sam kwiat! Sami znawcy prawa! Radzili tu na tym samym placu, przed tym samym sądem, i uradzili, że pretensya nic nie warta, że nie można jej kupić... i nie kupili. Wdowa poszła do Korkiewicza po radę; on tylko powąchał i zaraz dał jej trzysta rubli, zaczął proces i wy-