Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

To najgorzej, że jest nieśmiały. Już kilka razy miał sposobność powiedzieć, co myśli, czego pragnie, o czem marzy — ale nie powiedział nic...
Sądził zapewne, że go kto zdruzgocze piorunującem spojrzeniem, że go odepchnie, pokaże mu drzwi.
Śliczne wyobrażenie ma o kobietach taki pan! Posądza je o brak serca, uczuć, litości, o jakąś oschłość duszy. A to nieprawda, nieprawda!
Czemuż on się tego nie domyśli? czemu nie zapyta wreszcie, jeżeli ma wątpliwość? Przekonałby się dopiero, w jak grubym jest błędzie, jak krzywdzi takiem podejrzeniem te istoty, które pragną kochać i być kochanemi.
A może on dlatego nieśmiały, że biedny? Może nie śmie wystąpić z wyznaniem przez szlachetną ambicyę? Podobno i tacy bywają...
W każdym razie źle robi. Brak majątku nie hańbi i nie pozbawia człowieka zalet charakteru — zresztą, gdy teraz jest zapis... ten wszelkie przeszkody usunie.