Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bardziej, że na tem odbiciu wzrok zatrzymać się może z przyjemnością, że lustro, dla wielu za swoją prawdomówność niemiłe, względem znudzonej panienki jest pełne komplimentów i pochlebstw. Ukazuje jej zgrabną postać dziewczęcą, o szafirowych oczach, kształtnych, drobnych rysach twarzy, o małej główce, pokrytej jasnymi włosami. Mówi jej, że ma zgrabny nosek, różowe usta, przedziwnej białości zęby, śliczną figurę i że może podobać się każdemu, kto na nią spojrzy. Panienka przypatruje się uważnie i przyznaje, że lustro ma słuszność, że nie sposób, aby takie wdzięki nie wywierały wrażenia. I wywierają bez wątpienia, ale... świat jest szkaradny, młodzież nie rozumie piękności bez cyfr — a o jakich cyfrach może być mowa na małym, biednym, odłużonym folwarku?
Ludzie doskonale wiedzą, że ten folwarczek jest marny, że jego właściciel wiedzie egzystencyę niepewną, z roku na rok, z dnia na dzień prawie, tam urywając, tu łatając, a nigdy nie mogąc związać końca z końcem.
Dużo o tem mówi Szmul Stawidło, pachciarz.