Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ale co? co?
— Dlaczego nie mielibyśmy potrafić? On jest sprytny, ale i my, chwalić Boga, mamy także po kawałku głowy.
— Cóż on takiego zrobił?
— On się ożenił... On wiedział, że suma jest przy pannie... więc wziął pannę, a suma sama do niego przyszła. No, powiedzcie teraz, czy my wszyscy razem, ilu nas jest, potrafilibyśmy to zrobić?
— Prawda to jest. Prawda... Współka może dużo zrobić, ale nie może się ożenić.
— Niema co gadać... to był dobry sposób. Kiedy on to zrobił?
— Przed dwoma tygodniami.
— Że myśmy o tem nic nie wiedzieli!
— Bardzo prosta rzecz... Wy lubicie spacerować koło sądu, a on się ożenił w kościele, gdzie dla nas niema nic ciekawego. To się zrobiło rano, po cichutku, sza! nie rozgłaszali o tem zdarzeniu.
— No, no, to już teraz cały interes ferfał...
— Na tem nie koniec... Był jeszcze drugi taki purec, co się także ożenił.