Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ale wszystkie razem wywołują zadowolenie, składają usta do uśmiechu, zachęcają do kilkokrotnego okręcenia się po pokoju i zaśpiewania wesołej piosenki.
Wyskoczywszy z sanek, panna Sławcia wbiegła do sali i stanęła przed lustrem, aby się przekonać raz jeszcze, jaki efekt sprawia zgrabna salopka, futrzana czapeczka i woalka w muszki, i co o tem mogli ludzie pomyśleć.
Lustro powiada, że efekt był nadzwyczajny, że osóbka panny Sławci w tym zimowym kostiumie wygląda wdzięcznie i ma w sobie coś zuchowatego, zawadyackiego, naturalnie w dobrym guście... Panienka taka zuchowata, czupurna, po której minie poznać można, zwłaszcza przed kościołem, że dzieweczka jest i do tańca i do różańca, właśnie tak, jak potrzeba.
Zauważyła też panna Sławcia, że mróz jest poczciwy; ślicznie zarumienił jej buziaki, w samą miarę, nie za dużo i nie za mało, — nic też dziwnego, że na takiem tle różowem czarna woalka w muszki musi wyglądać nadzwyczaj efektownie.
Po nabożeństwie, przyjaciółka Zosia, ta właśnie jedyna do zatrzymania tajemnicy