Strona:Klemens Junosza - Stara kamienica.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   36   —

— Pani, ja kocham mego synowca, mój synowiec kocha pani siostrzenicę, ona kocha jego, ja kocham ją, ona kocha i jego i mnie — pomyśl pani, ile serc rozrywasz!
— Więc jakim sposobem? pan jego, ona ciebie, on ją, ona jego, ty ich, ciebie oni!! Od czasu jak wyszłam z pensyi, nie słyszałam takiej okropnej koniugacyi!
— A jednak to jasne. Jak mój synowiec nie ożeni się z Kazią, to może być z nim źle, Kazia umrze na suchoty — ja dostanę apopleksyi — a co będzie, jak się pani o tem dowiesz — to tylko Bogu wiadomo!
— Aha! więc to pański synowiec oświadcza się o Kazię.
— No, przecież nie ja! — droga pani Ignasiowa...
— Czemużeś mi pan tego od razu nie powiedział? wszakże to jeszcze można się o tem naradzić, pomyśleć...
— Więc robisz mi pani nadzieję.
— Jeżeli chłopiec porządny — tylko...
— Czy są jakie przeszkody?
— Zdaje się że nie; ale dla mnie osobiście zacznie się znowuż ciężka samotność... a ta szczebiotka tak mnie rozweselała, tak pocieszała zawsze...
— Obowiązkiem chrześcianina jest wynagradzać krzywdy, — samotność pani może być tylko chwilową, co zresztą od pani samej zależy...
Pani Dulska zarumieniła się i zmierzyła swego gościa spojrzeniem badawczem.
Później długo jeszcze rozmawiali ze sobą, a przy pożegnaniu śmiali się i kłaniali sobie nawzajem, z wyrazem niezwykłej galanteryi i uprzejmości.
Pani Dulska odprowadziła gościa aż do samych drzwi, a Panewka odebrał rozkaz bezwarunkowego wpuszczania pana Rafała o każdej porze dnia.
— Widzisz Kaziu, rzekła do rozpromienionej dziewczyny, która całą rozmowę wysłuchała z drugiego pokoju, widzisz do czego prowadzi romansowość i lekkomyślność! Zaledwie przybyłaś tutaj, już mi dom nachodzą, już czatują pod oknami, podedrzwiami i jakiż z tego skutek!! Ciebie porwą, mnie wykradną!.. Och! Boże, nie darmo wczoraj Jagusia mówiła, że kominiarz tak patrzył w komin, jakby chciał co wyszpiegować; ty nie znasz mężczyzn! Wyrzuć go drzwiami, to on oknem wejdzie, — wyrzuć go oknem, on kominem wlezie, byle tylko porwać swoją ofiarę... byle ją zabrać. Och! to powiadam ci smoki, pantery, kangury! tygrysy, żbiki... cała menażerya z zębami i pazurami. A ty słaba istoto cóż zrobisz? będziesz się biła z takim drabem, czy co? godzisz się więc z ciężkim losem zalewając się łzami...
Skończywszy tę tyradę, szanowna dama poszła do szatni robić przegląd swej garderoby, kobieta bowiem, którą chcą porwać, powinna być przygotowaną na wszystko...
Pan Rafał, powróciwszy do domu, zawołał na Jacentego.
— Mój Jacusiu! przygotuj mi książkę inwentarza biżuteryj i przedmiotów cennych, niech będzie otwarta na literę Ż.
— Domyślam się o co idzie, zapewne pan radca sprawisz sobie znowuż jaki piękny „Żygar“?
— Omyliłeś się, zapiszę tam żonę.
— Panią radczynię!... dla Boga świętego!!... nie myślałem nigdy o tem żebyśmy mogli mieć żonę...

ROZDZIAŁ IV i ostatni,
w którym dowiedzione jest że nie codzień bywa sessya.

Imć Pan Piotr Panewka obchodził święto pojednania się jego pani z ludzkością, a obchodził je już od kilku tygodni uroczyście.
Od samego rana ubrany świątecznie, szedł na róg do szynku i wypijał tam kielich anyżówki za zdrowie panienki, drugi za pomyślność pani, trzeci za spokój duszy nieboszczyka Dulskiego.
Resztę dopełniał piwem i później szedł do swych obowiązków, zachwycając kumoszki z przeciwka, czerwoną barwą nosa i marsową powierzchownością swoją, oraz humorem który go nie opuszczał.
Pani Dulska zgodziła się już ze swym losem i oczekiwała chwili, w której zostanie porwaną. Dodać należy, że oczekiwała z pewną niecierpliwością nawet. Pan Rafał przy pomocy Jacentego, porządkował swoje apartamenta na przyjęcie radczyni, a Kazia tonęła w marzeniach, projektując plany przyszłego szczęścia, które podczas zimy miały ubiegać w mieście, a na lato przenosić się do dworku pod górą, nad szerokiem jeziorem....
Bolesław ani się spodziewał, że stryjaszek jego, człowiek tak systematyczny, taki pedant, rozmiłowany w tysiącznych drobiazgach, zdecyduje się na gwałtowny przewrót w trybie życia i pozwoli się skrępować węzłami hymenu. A jednak stało się tak. Pan Rafał bardzo kochał swego synowca, a ponieważ wiedział że w inny sposób pozwolenia na małżeństwo Kazi nie uzyska, oświadczył się o rękę pani Dulskiej. Było to z jego strony poświęceniem, chociaż nie tak znów wielkiem jak się zdaje: czuł albowiem, że z wiekiem przybywają mu różne dolegliwości i że opieka kobieca bardzo mu się przyda.
Nie zawadzi też wiedzieć, że dyabeł, ten odwieczny wróg rodzaju ludzkiego, zbankrutowany już zupełnie; nie mając dość pieniędzy na kupno krwią pisanych cyrografów, musi się trudnić paleniem w starych piecach.... Inaczej zmarniałby z nudów, lub dostał spleenu i wpakował sobie nabój śrutu między rogi....