Strona:Klemens Junosza - Skarby ziemi.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Poczerwieniały od zimna nosy niewiernych franków, a oni lasy swoje wypsuli na zapałki siarczyste.
— A w łonie ziemi jest węgiel ciepłodajny — ten my wykopmy i sprzedajmy na wagę srebra.
— A jeśli mowa moja miłą jest uszom twoim, tedy skiń palcem, a łono ziemi prześwidrujemy do środka.
— Weźmij cekiny moje i cekiny twoje; a same przyjdą cekiny franków, — ogrzej tych niewiernych, bo jeźli oni zmarzną, któż wtedy wiernych ogrzeje?
To rzekłszy Ben-Jacob, złożył ręce na piersiach i czekał rychło perły wymowy posypią się z ust Alego. Długo dumał Ali nareszcie podniósł się i rzekł:
— Błogosławiona niech będzie matka, która daje mądrość dziecięciu — błogosławiona niech będzie figa, która wydaje owoc słodki.
— Słodka bowiem jest mowa twoja myśli mojej, a prawda słów twoich świeci jako perły i bisior.
— Zwołaj tedy niewolniki moje i dawaj im rozkazania mądre, siedm tysięcy wielbłądów oddaję do rąk twoich.
— A uczynię ciebie przełożonym nad dziurą, z której masz dobyć węgiel skamieniały.
I nie tu jeszcze koniec rozkazania mego.
— Bo oto weźmij napowrót cekiny twoje, i ja wezmę cekiny moje, a moc złota przyniosą nam insi.