Strona:Klemens Junosza - Przy kominku.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Samemu jednemu w domu Z kimże pan przepędza czas, powróciwszy z pola, czy też po ukończeniu gospodarskich rachunków?
— Ach, rozumiem. Pan sądzi, że jestem w domu sam jeden?
— Tak.
— Czyż wyobrażasz pan sobie, że w gospodarstwie wiejskiem mężczyzna jeden da sobie rady? Do gospodarstwa, jeżeli ma ono iść jako tako, potrzebny jest koniecznie nie tylko gospodarz, lecz i gospodyni.
— A...
— Ja mam matkę, panie. Ona prowadzi gospodarstwo kobiece, a co się tyczy nudów, dotychczas nie doświadczałem ich jeszcze. Czas schodzi bardzo szybko: dopiero siewy, już sianokos, żniwa i znów orka, znów siewy, ciągle jedno w kółko, ale to kółko obraca się bardzo szybko.
— Często pan bywa w Białce? — zapytałem, chcąc wyciągnąć go na rozmowę, z której mógłbym się dowiedzieć, jaki stosunek łączy go z domem pana Marcina.
— Czasem — odpowiedział lakonicznie.
— Pan Marcin to kuzyn pana... blizki?
— Dość daleki; czy pana nie męczy jazda?
— Cokolwiek, ale to nic.
Obejrzał się.
— Nasi towarzysze daleko za nami — rzekł — wyprzedliśmy ich.
— Może więc zaczekamy — rzekłem, wstrzymując konia.
— Niech pan zaczeka...