Strona:Klemens Junosza - Przy kominku.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— To dziwne. On gościom każe koła z bryczek zdejmować... Ale, ale, od Stasia mamy wiadomość.
— Cóż?
— Stawi się jutro raniuteczko. Onby się też nie stawił!
— Czy wolno zapytać — rzekłem — kto jest pan Stanisław?
— Pan Stanisław... — odpowiedziała — pan Stanisław, to jest właśnie Staś!
— Tylko tyle?
— O! to bardzo wiele nawet, zwłaszcza jeżeli dodam, że jest to nasz daleki kuzynek i dzielny, pracowity, a przytem śliczny chłopiec. Prawda, Krysiu?
— Może pan zechce przejrzeć gazety — odezwała się panna Krystyna; — są najświeższe wiadomości z Warszawy, a jeżeli pan lubi poezyę, prześliczny wiersz Asnyka...
— Niech pan poprosi Krysi, to przeczyta głośno — odezwała się figlarna jej siostrzyczka.
Ma się rozumieć, że poprosiłem. Po pewnem wahaniu się panna Krystyna czytać zaczęła. Dziwnie pięknym wydał mi się jej głos melodyjny i dźwięczny. Twarz jej, zazwyczaj blada, pokryła się delikatnym rumieńcem, a oczy... ach! te oczy...
Widzę je przed sobą i teraz jeszcze, gdy jestem sam, z myślami smutnemi tylko, gdy zastanawiam się, dlaczego w całem mojem usposobieniu zaszła taka zmiana. Gdzieżeś się podziała, dawna