Strona:Klemens Junosza - Przy kominku.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Dowód, żeś pan dobrze spał, kochany panie Janie.
— Wyobrażam sobie, jak panie były przerażone — rzekłem.
— My? — zawołała Joasia — a to z jakiej przyczyny? Mogę pana zapewnić, że nie jesteśmy tak lękliwe, jak się panu zdaje. Zresztą, alboż raz zdarza się coś podobnego? Mnie się zdaje, że gdyby nawet rozbójnicy napadli na nasz dom, to...
— Nie przelękłaby się pani?
— Zdaje mi się, że sama potrafiłabym ich nastraszyć. Wiem gdzie ojczulek ma broń, a z bronią umiem się doskonale obchodzić.
Uważnie i bacznie wpatrywałem się w tę jasnowłosą, wesołą, uśmiechniętą dzieweczkę, co nie przeszkadzało mi zresztą rzucać okiem od czasu do czasu na poważną i zadumaną pannę Krystynę.
Któraż z nich dwóch ma stać się niebezpieczną dla spokoju mego serca? Która stanie się powodem tryumfu stryjenki?
Rozśmiałem się w duchu na myśl, że szanowna stryjenka tryumfować będzie. Nie, nie, zawzięta przeciwniczko celibatu! Powrócę do Warszawy spokojny i chłodny jak przedtem i nie utracę tej złotej wolności kawalerskiej, z którą mi nie jest źle na świecie! Na co, dla jakiej idei mam ją tracić, wyrzekać się swoich przyzwyczajeń, wygód, do których przywykłem, swoich dobrych przyjaciół, resursy, a nadewszystko spokoju... nie! Nic z tego! I dla kogóż mam ponosić taką ofiarę... może dla tego jasnowłosego dzieciaka? Nie! Ten dzieciak jest szczególnie miły, sympatyczny, figlarny, przysiągłbym, że