Strona:Klemens Junosza - Przy kominku.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

figle, do wykonania których nie brakowało nam nic, oprócz pieniędzy.
Jednego dnia stary Jankiel był bardzo smutny, kiwał się nad książką, drzemiąc; myśmy się też kiwali, ale nauka wcale nie szła. Każdy o czem innem myślał. Nareszcie Jankiel bardzo cicho, bardzo delikatnie odezwał się:
— Dzieci...
— Nu, co rebe chce?
— Ja jestem chory... mnie koło serca ściska, mnie zimno jest, jabym się napił wódki.
— Kto broni?
— Ja nie mam wódki...
— To niech sobie rebe kupi...
— Ja pieniędzy nie mam...
— My też nie mamy...
Znów się zrobiło cicho, bardzo cicho, a rebe zaczął szukać po wszystkich kieszeniach, w kapocie, w kamizelce, wszędzie, nareszcie znalazł...
— Jest! — zawołał z radością, ale spojrzawszy na pieniądz, zaraz bardzo posmutniał i rzekł:
— Fałszywa dziesiątka...
— To zawsze więcej warta, niż żadna dziesiątka — szepnąłem.
Jankiel usłyszał i zapytał:
— Kto powiedział takie mądre słowo?!
— Kto miał powiedzieć? ja powiedziałem.
— Ty, mój kochaneczku, sam nie wiesz, jak ty dużo powiedziałeś.
— Powiedziałem prawdę; albo fałszywe dziesiątki nie kursują?