Strona:Klemens Junosza - Przy kominku.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Trzymam się ściśle umowy.
— To postaci rzeczy nie zmienia, ponieważ niewiadomo która z nich stanie się niebezpieczną dla spokoju twego serca.
— A jeżeli obie?
— Z równą racyą mogłabym i ja powiedzieć: a jeżeli żadna z nich?
— Ale stryjenka o to się nie obawia.
— Bynajmniej, ja zawsze jestem pewna swego. W jednej z nich musisz się zakochać.
— Ta pewność stryjenki przeraża mnie!
— Nie lękaj się, wszystko będzie dobrze. Starsza, Krystyna, ma lat... czekaj-no, niech sobie przypomnę... Zapewne ze dwadzieścia; młodsza zaś, Joasia, niedawno powróciła z pensyi.
— Podobno takie właśnie są najniebezpieczniejsze.
— Zobaczysz. Obiedwie, chociaż rodzone siostry, wcale nie są podobne jedna do drugiej. Zupełnie odmienne typy, kontrasty. Starsza wysmukła, brunetka, o dużych czarnych oczach; młodsza blondynka, dość szczupła, niewielkiego wzrostu, oczy barwy chabru.
— Domyślam się. Pierwsza wygląda jak bohaterka z tragedyi, druga niby rozmarzona pasterka z sielanki.
— Nie. Domyślność twoja nie jest tak fenomenalna, jak ci się zdaje.
— Dlaczego?
— Bo nie odgadłeś prawdy. Krysia odziedziczyła charakter i temperament matki, Joasia w ojca się wdała. Pierwsza jest cicha, nadzwyczaj łagodna,