Strona:Klemens Junosza - Przy kominku.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i w gorsetach ściskać... Człowiek się luźno ubiera, żeby miał ruch swobodny.
Mówiąc to, obciągała na sobie kaftanik, chcąc dowodnie przekonać, że jest zgrabna i szczupła.
Pan Telesfor się śmiał.
— No — rzekł — nie sprzeczam się zresztą; figurka jest, bo jest — zawsze powiadam, że bardziej ładnej kobiety jak pani, na Tamce niema...
— Akurat! O Malinowskiej to już pan Telesfor zapomniał.
— Ja? Wcale... chowaj Boże... ani mi się śniło...
— Wiedzą sąsiedzi, jak kto siedzi, mój panie...
— Co mają wiedzieć, już dwadzieścia lat temu...
Wejście kilku rzemieślników przerwało rozmowę. Gospodyni zaczęła nalewać kieliszki, pan Telesfor trącił mię w ramię.
— Nie w humorze dziś baba — rzekł. — Chodźmy do drugiej stancyi.
Usiedliśmy przy stoliku. Dziewczyna, ubrana pretensyonalnie, śmiejąca się bez ustanku i bez żadnego powodu, przyniosła nam piwa.
Gości przybywało coraz więcej, gwar się wzmagał, na starym bilardzie łomotały poszczerbione bile, dym z papierosów jak obłok unosił się pod sufitem.
Pan Telesfor siedział zadumany i milczał. Nic mogłem się domyśleć, z jakiego powodu stracił humor tak nagle.
— Panie — rzekłem, chcąc go na rozmowę wyciągnąć — ten tunel, to bardzo porządna instytucya.