Strona:Klemens Junosza - Przeszkoda.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

było, na ten przykład, jak to się trafia czasem po ludziach, ośmioro, albo dwanaścioro — to co?
— Bogu dziękować, nie ma, odrzekł Stasiek.
— Dziękować? Oczywiście, za wszystko trzeba dziękować, ale... żeby było jeszcze kilkoro...
— To miałby ojciec tylko więcej kłopotu..
— O prawda, prawda... Mądre słowo powiedziałeś... I nie dziwota. Edukowany człowiek jesteś, w szkołach byłeś, a co mnie to kosztowało... oj, oj co mnie kosztowało! Myślałem, że nie wytrzymam.
— Ojciec żałuje tej prowizji, którą mi do szkół przysyłał?
— Nie żałuję ja, tylko powiadam... prowizja — bajki. Urodzi się na polu, młynarz zmiele, to kasza i mąka jest; upasie matka wieprzka, to i o kawałek słoniny nie trudno, ale gotowy grosz! gotowy grosz! Chłopaku toć ja za ciebie gospodyni, za jedną tylko stancję i gotowanie, dziewięć rubli kwartalnie płaciłem! Dziewięć rubli — czy słyszysz? To suma, to kupa pieniędzy, a kwartał przeleci prędko jak z bicza trzasnął. Ledwie, żem za jeden zapłacił, już masz i drugi. Za świętym Janem goni święty Michał, za Świętym Michałem — Nowy Rok, ledwie Nowy Rok minął, znów Wielkanoc i znów Święty Jan i ja to,