Strona:Klemens Junosza - Przeszkoda.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Znamy doskonale..
— Więc uważajcież.. My z panem Juljanem puścimy się pierwsi, wy zaś w kilka minut po nas, i dogonicie nas na szosie. W którym punkcie, to wszystko jedno — abyście tylko dogonili.
— Bardzo dobrze.
— Jeden tylko warunek.
— Słuchamy.
— Nie wolno przeszkód omijać.. trzeba je przebyć.
— Ależ naturalnie, to się samo przez się rozumie. Inaczej wyścig nie byłby wyścigiem.. Znamy reguły sportowe.
— Więc doskonale. Bierzcie swoje aparaty, czy jak je zwiecie maszyny, a my z panem Juljanem po staroświecku, noga w strzemię i na koń!
Pojechali przez park, odprowadzeni przez gromadkę gości, zaciekawionych jaki będzie rezultat.. Zanim jeszcze ruszyli, Zosia zerwała piękną różę i pokazując ją siedzącemu na koniu panu Juljanowi rzekła:
— To dla zwycięzcy.
— Niestety, pani, odrzekł półgłosem ja nim nie będę..
Za parkiem, na dróżce, pan Stanisław zawołał: marsz, marsz! i puścił konia cwałem, tuż za nim galopował pan Juljan.. W chwilę później trzej bracia mknęli na rowerach.