Strona:Klemens Junosza - Przerwana korespondencja.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wysłuchawszy informacyj doktora, zawiązałem gawędkę z poetą. Ten znalazł, że pani ma serce złamane, zwichnięte skrzydła, że stała się pani ofiarą przymusu, poddała ręce pod złote kajdany, które są tak ciężkie dla serc czulszych i dusz o wyższym polocie.
— Dziękuję panu — rzekł w końcu, silnie wstrząsając mą rękę — serdecznie panu dziękuję. Rozmowa z panem będzie dla mnie poniekąd bodźcem do napisania poematu, który oddawna wzbierał już w mej duszy. Stary, jak świat, a zawsze wdzięczny i na nową nastrojony nutę: „Zwichnięte skrzydło”. Bądź zdrów.
— Wieszczu — rzekłem — nie chciałbym przerywać natchnienia, które, jak wiadomo, na zawołanie nie przychodzi, wdzięczny ci jestem za współczucie dla mojej znajomej, dziękuję naprzód za poemat, który niewątpliwie ozdobą literatury się stanie, ale ja cię o radę prosiłem...
— Radę — odrzekł w zamyślenie wpadając — radę? Hm... gdybym był bliżej, gdybym tę osobę znał, wiedziałbym co poradzić, a jeżeli nie poradzić, to przynajmniej pocieszyćbym potrafił... ale na niewidzianego, trudna sprawa.
— Więc nic nie powiesz...
— To zależy, mój panie, to zależy... od charakteru, od temperamentu. Śmiałe duchy rwą pęta i depcą przesądy...
— Moja znajoma — rzekłem — nie należy do kategorji duchów śmiałych...
— Ha, więc skoro nie ma dziś sił, by jak orlica wzbić się ponad chmury konwenansów, niech cierpi w milczeniu, jak gołąbka w szponach jastrzębich.
— Raczże mi powiedzieć, jak to wygląda w zastosowaniu praktycznem.
— Niech się zajmie sprawami miłosierdzia, założy towarzystwo filantropijne, niech wspiera ubogich, szyje sukienki dla dzieci wieśniaczych. W pierwszym