— Wracałem z miasta, na drodze spotkałem Agatę.
— Cóż nadzwyczajnego?
— Nic... ma pan dziedzic racyę, to była zwyczajna Agata, tylko na plecach miała wielki tłomok i to mnie zadziwiło. Dla czego ona niesie tłomok, dokąd ona go niesie i co w tym tłomoku jest?
— Cóż cię to obchodzi?
— Nic, tylko lubię wiedzieć. Ja zapytałem... i dostałem odpowiedź.
— No?
— Powiedziała mi, żebym sobie poszedł do wszystkich dyabłów. Bardzo teraz ten prosty naród ordynarny jest, nie ma w sobie delikatności, bez żadnej przyczyny zaraz wyjeżdża z gębą.
— Ciekawym jednak, dokąd ona mogła pójść?
— Ja miarkuję, ona ma krewnych w Walentówce, pewnie tam poszła. Pan jej chyba pozwolił.
— Odpawiłem ją.
— Pan dziedzic odprawił, to co innego... Ona była dobra sługa, życzliwa... no, ale co mnie do tego, wola pańska.
— Masz racyę. Jakże teraz krowy — więcej dają mleka? Lepiej są dozorowane i żywione niż za Kulbackiego.
— Pewnie, że lepiej, tylko proszę pana
Strona:Klemens Junosza - Powtórne życie.pdf/42
Wygląd
Ta strona została skorygowana.