twić poczciwej kobiety, kiwam głową, że niby tak jest, ale w duszy myślę sobie.
— Oj, nie, matusiu, nie, ja tylko do nieszczęścia mam szczęście, a nie stosuję tego do drobnych niepowodzeń, nieodłącznych od gospodarstwa. Bo juścić kto hoduje żywe stworzenia, ten musi być przygotowany na różne ich choroby i na upadek. Więc nie nazywam tego nieszczęściem, że czasem zmarnuje się cielę w oborze, że trafi się róża karbunkułowa u trzody, lub cholera u kur, nie liczę niepowodzenia z małemi indyczętami, bo w takich wypadkach wiem co mam robić, ale chcę wspomnieć o prawdziwem nieszczęściu, które wynika właśnie z owego szczęścia do gospodarstwa. Ja się przez to szczęście ożenić nie mogę.
A chciałbym Bóg widzi, że chciałbym, bo to i przykrzy mi się tak samemu żyć — i wyręczenia przy gospodarstwie nie mam i jestem w takich latach, w których trzeba się jakoś ustalić i wreszcie matka namawia, a tym czasem......................
Ludzie są zazdrośni, wzięli mnie na języki, solą w oku im to jest, że człowiek z małego kawałka ziemi więcej wydobywa, niż kto inny z dużego, nie mogąc więc szkodzić mi w inny sposob, zaczęli mnie ośmieszać przed pannami.
Zdaje się mała rzecz, a przecież nie! Pan-
Strona:Klemens Junosza - Powtórne życie.pdf/148
Wygląd
Ta strona została skorygowana.