Strona:Klemens Junosza - Po latach.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— W czém więc.
— W tém, mój przyjacielu, że ja pozostałam taką, jaką byłam: prostą wiejską dziewczyną, wychowaną i wyrosłą w zaciszném ustroniu, w zakątku, zdaleka od szerszego świata, który nie zachwyca mnie i nie nęci. Pan tymczasem, pod wpływem szlachetnéj ambicyi, rzuciłeś się w świat, między ludzi, między tłum, ponad który zwykłemu śmiertelnikowi wznieść się trudno... Mnie się zdaje, że oprócz miłości i ambicyi, w duszy twéj były pierwiastki inne, że było w niéj to, właściwe artystycznym naturom, pragnienie walki, łamania się z przeszkodami, chęć dobicia się do wyżyn... Ja zostałam na swojém miejscu, tyś się oddalił; jam cierpiała cicho, tyś walczył... moje oko nie wybiegło za horyzont nasz wiejski, ujęty w ciasną ramę borów, ty zaś szedłeś wciąż, wciąż, bez ustanku i oddaliłeś się ode mnie... Dziś nie bylibyśmy dobrani dla siebie jak niegdyś, a ponieważ tak jest, tak się stało, przeto pozostańmy dla siebie tylko przyjaciółmi... Nie przerywaj mi, panie Ksawery, pozwól mi skończyć... nieraz słyszałam o tém, że artysta jednę ma tylko kochankę, to jest sztukę... kobieta jest mu tylko kulą u nogi... nie chcę przeto wlec się za tobą jak ciężar, krępujący swobodę...
— Na miłość boską! nie krzywdźże pani artystów! Czyliż nie są oni ludźmi jak wszyscy! czy nie wolno im kochać, stworzyć sobie ogniska rodzinnego? Czy nie mają prawa do szczęścia na równi z rzemieślnikiem, lub tym, który pługiem czarną rolę przewraca? Nie wydziedziczaj nas pani wogóle z praw ludzkich, nie wydziedziczaj mnie z twojéj miłości, jeżeli jéj dotychczas nie wyrzuciłaś z swego serca...
— Nie wyrzuciłam — szepnęła cicho.
— O! dzięki, dzięki ci za te słowa... a jednak, chociaż je wymówiłaś, każesz mi odejść... każesz oddalić się i znowuż iść w świat samotnie, bez nadziei... dlaczego?
— Lękam się, obawiam, czy dziś mogłabym być dla ciebie odpowiednią towarzyszką... powtarzam ci: jam prosta wiejska dziewczyna...
— Pozwól mi być adwokatem tych prostych dziewcząt. Takiemi były niegdyś babki, matki nasze, takiemi jesteście wy... nasze siostry... Ciche, skromne, a jednak mające w sercach skarby i nieprzebrane źródła sił do znoszenia złéj doli; silne w nieszczęściach, trwałe w zasadach, niezmienne w przywiązaniu. Zresztą, cóż ci mam długo mówić, panno Anno,