Strona:Klemens Junosza - Panna Franciszka.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sklepiku z córką, ważąc, mierząc, zgarniając trojaki do szuflady. Dobre niewiasty znoszą im różne ploteczki, więc przedmiotu do rozmowy nie brak i jest czem przynajmniej monotonne zatrudnienie urozmaicić.
Z panią Janową zawsze przyjaźń, sięga ona tak dalece, że czasem biedna kobieta znajduje w sklepie kredyt na parę funtów mąki, lub kawałek masła.
Dobre i to na ciężkie czasy.
Nie obejdzie się przytem ze strony kredytującej bez jęków, narzekań i żalu, bez długiego wyliczania osób, które zarwały na pięć bułek, pół kwarty nafty, funt soli, ale w ostatecznej konkluzyi pani Kowalska ma dobre serce i poratuje w potrzebie.
Marcinkowskiego niktby nie poznał. Co się z tego człowieka zrobiło?! spasł się na podziw, gruby jest jak beczka, twarz ma czerwoną i obrzękłą, tylko patrzéć kiedy go apopleksya zabije.
Wszystkie interesa majątkowe żona zabrała w swoje ręce. Z początku Marcinkowski oponował, burzył się, gniewał, dochodziło nawet do scen gwałtownych, ale w końcu uledz musiał.
Widząc, że z żoną Herodem nic nie wskóra, machnął ręką na wszystko i zaczął szukać pociechy w kufelku.
Aczkolwiek stałej posady już nie miał, chodził jednakże dorywczo do regenta i co zarobił miał sobie za święty obowiązek przepić.
— Niedoczekanie! — mówił — żebym moją krwawą pracę miał babie oddawać!...
Wieczorem widywano go w różnych trzeciorzędnych knajpkach i bawaryach, miał tam swoich przyjaciół, grywał w domino i kufel za kuflem z nimi wysuszał.
Wtenczas ożywiał się i nabierał wielkiej energii...
— Czekajcie no — mówił — zobaczycie, że kupię ten wielki dom narożny od Jankla, wyrestauruję z gruntu, porobię eleganckie sklepy, z gazem, z wystawami... będzie coś, czego jeszcze w naszem mieście nie widziano.
Śmieli się z niego.
— Ty kupisz! ty przerobisz? Ha! ha! to paradne, a jejmość?...
— Ja mam swój majątek.
— Aha, masz!
— Zresztą, mąż jestem przecież. Chce być posłuszna to dobrze, nie, rozwód! Zdaje wam się, żem już tak skapcaniał, że nie potrafię sprawy rozwodowej przeprowadzić? Zobaczycie! Tak babę wykieruję, że mi będzie do nóg padała! Przekona się co to miéć do czynienia z prawnikiem.
— To samo mówiłeś wczoraj, onegdaj i przedmiesiącem, a jakoś nie możesz się zebrać na odwagę.
— Nie o odwagę tu idzie, ale czasu mi brak. Człowiek ciągle zajęty, to to, to owo... wiecznie pełno na głowie, ale dziś powiedziałem sobie, dość już tej niewoli! otrząsnę się!
— Masz racyę, otrząśnij się!
— Jutro rano podaję skargę, ustanawiam obrońcę i rozpoczynam taniec, co mi tam! niech się już raz to skończy.
W miarę ilości wychylonych kufelków, zapał Marcinkowskiego wzrastał, szare oczki błyszczały jak u kota, czerwone policzki świeciły się jakby je kto tłuszczem wysmarował. Już wprowadzał sprawę, stawiał świadków, znalazł pięć nieformalności w akcie ślubnym. Już uzyskał rozwód i rozpoczął ze swoją byłą magnifiką proces cywilny o nieruchomości i kapitały.