Strona:Klemens Junosza - Panna Franciszka.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Oryginał, dziwak, skąpiec, jako bezżenny nie miał własnej rodziny, a i krewnych swoich znać nie chciał. Gdy się kto z familii zgłaszał do niego, nie przyjmował, albo też przyjąwszy, traktował w sposób tak szorstki, że się kuzynkowi odechciało raz na zawsze tak przyjemnego dziadunia odwiedzać.
Postępowanie takie, z początku zwłaszcza oburzało krewnych, ale ostatecznie dziwak cel swój osiągnął. Przestano go nawet niepokoić i z czasem zapomniano o nim zupełnie. Panna Franciszka, ani pani Janowa nie widziały owego dziadunia nigdy w życiu i nie były pewne czy żyje, czy umarł.
O majątku jego nie miały także wiadomości, gdyż dziwak z funduszami się krył i starał się za niezamożnego w opinii ludzkiej uchodzić.
Marcinkowski o jego istnieniu dowiedział się wypadkowo, będąc za interesami w Warszawie. Uderzyło go podobieństwo, a raczej tożsamość nazwiska. Przedłużył pobyt w Warszawie o dwa dni i zręcznie dowiedział się o wszystkiem co wiedziéć potrzebował.
Nie przyszło mu to zresztą z wielkim trudem.
Po regentowskich i adwokackich kancelaryach się przeszedł, a że pomiędzy dependentami miał wielu znajomych, a ci doskonale bywają poinformowani, więc też nie dając po sobie poznać, że go to bardzo obchodzi, to tu, to tam niteczki chwytał i po tych niteczkach kłębka doszedł.
Zajrzał do hypoteki, do banku, żydków znajomych się wypytał i w rezultacie dowiedział się, że pan Edward zamożny, a nawet bogaty człowiek jest, że ma fundusze w banku i kilka sum hypotecznych, że przytem żyje oszczędnie i że często na zdrowiu zapada.
Sprytny człowiek zacierał ręce z radości, że mu tak pomyślny interes się trafia. Radość jego była jeszcze większa, gdy się dowodnie przekonał, że w razie śmierci dziwaka, panna Franciszka będzie miała do spadku po nim prawo najbliższe i że ją, jak dwa a dwa cztery ta sukcesyjka nie ominie.
Powróciwszy z Warszawy, Marcinkowski postanowił energicznie zabrać się do rzeczy, a że na swój spryt co do zjednania panny, rachował nie wiele, więc uciekł się do pośrednictwa pani Kowalskiej i przyobiecał jej sowite honoraryum, jeśli małżeństwo dojdzie do skutku.
O powodzeniu nie wątpił tak dalece, że już naprzód ułożył sobie plan, w jaki sposób ewentualną gotówkę po panu Edwardzie szczęśliwemi obrotami podwoi.
Tymczasem najniespodziewaniej przyjazd Alfonsa popsuł mu szyki.
Pani Kowalska ostrzegła swego protegowanego o niebezpieczeństwie.
Postanowiono działać energicznie i szybko, zanim przeszkoda stanie się niepodobną do zwalczenia.