Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 89 —

sencyonalnej, mocnej... Ach, doktorze, nie uwierzysz co to za gosposia ta moja jedynaczka! Miałem drugą... ale już ją straciłem, — dodał ciszej.
— Jakto? siostra panny Kornelii umarła?
— Żyje! żyje! ale zabrali ją, porwali!... Miała taką masę starających się... i rzeczy poszły naturalną w takich razach koleją, co mówię naturalną! najzwyczajniejszą! Poszła zamąż! Serce mi się ściskało, co mówię ściskało, pękało! ale obowiązek ojca przedewszystkiem... Opłakałem moją Malwinkę, co mówię opłakałem! wyposażyłem... i teraz oto pozostała mi tylko Kornelcia... młodziutkie to jeszcze, co mówię młodziutkie! dziecko prawie!
— Kawa ojcu wystygnie, — wtrąciła panna Kornelia chcąc zwrócić rozmowę na inny przedmiot.
— Kawa powiadasz, masz słuszność... ty zawsze masz słuszność Kornelciu! Niechże doktór będzie łaskaw pije, po indyku jest to poniekąd potrzebne, co mówię poniekąd! jest bezwarunkowo potrzebne! Ale wiesz co szanowny doktorze, przypomniałem sobie że mam i likier, mojej własnej roboty, co mówię własnej! Kornelcia mi pomagała... Cynamonowo-waniliowo-chinowy, coś przepysznego! jak honor kocham! ideał likieru! Pójdź-no Kornelciu duszko do apteki, stoi za drugą szafą, w niebieskiej butli. Napisano na nim „trucizna na szczury“ i przylepiona kartka z trupią główką i piszczelami...
— No, — rzekł śmiejąc się doktór, — etykieta wcale nie zachęcająca.
— Być może... ale praktyczna! co mówię praktyczna! znakomita!
— Z jakiego względu?
— Gdybyś szanowny doktorze był, tak jak ja, nie chwaląc się, magistrem farmacyi... tobyś wiedział, co mówię wiedział! umiałbyś to na pamięć i na wyrywki — że najszko-