Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 85 —

— Nic jej nie będzie; głowa trochę poboli i przestanie. Miała zmartwienie, spłakała się...
— Ale jakiż właściwie jest powód zajścia?
— Zkąd ja to mogę wiedzieć? Szwarc woła ciągle: co mówię! co mówię! ale właściwie nic nie mówi; zresztą nie moja rzecz pytać. Wezwano mnie do chorych, zastałem zirytowanych; zrobiłem co do mnie należało i wróciłem ażeby skończyć rozpoczętą pulę...
Panowie pospieszyli do zielonego stolika, skończyli pulę i po kolacyi powiedzieli sobie dobranoc.
Jak na miasteczko, była to już późna godzina, światła pogaszono wszędzie, drobny deszczyk padać zaczął.
Doktór i regent, zaopatrzeni w latarnię, poszli razem, podpisarza zaś zatrzymał sędzia pod jakimś pozorem.
— Chodźno pan na chwilkę do mego gabinetu — rzekł, potrzebujemy z sobą pomówić.
— Bardzo chętnie, gdyż i ja także miałem zamiar prosić o parę słów rozmowy.
— Tem lepiej — będziemy mogli mówić swobodnie, nikt nam nie przeszkodzi — siostra moja i panny poszły już na spoczynek. Siadajże, kochany panie Wincenty, i przedewszystkiem opowiedz, z jakiej racyi przyczepiono dziś twoje nazwisko do aptekarzówny — i zkąd się ta plotka wzięła?
Podpisarz usiadł i ze wszelkiemi szczegółami opowiedział całą scenę w parku.
— Naturalnie, — dodał, — że doktorowa nie miała nic lepszego do roboty, jak zrobić z tego plotkę... no — i puściła ją też w kurs tak skutecznie, że nawet wróble na dachu o tem śpiewają. Jak sądzę, musiało to zaraz dojść do aptekarza, który też zażądał od córki objaśnień. Mniemam że nie obeszło się przytem bez obustronnych wymówek, zwłaszcza jeżeli i pani Szwarc w to się wdała. Epilog tej sprawy wiadomy jest panu... skończyło się na spazmach i