Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 83 —

Był pomięszany jakiś, przestraszony... pot grubemi kroplami spływał mu po twarzy.
— Przepraszam... — rzekł, — co mówię przepraszam! owszem dobrze mówię: tak przepraszam! oj, czy czasem nie ma u państwa doktora?
— Co się stało? — spytała Zosia, a Anielka pobiegła natychmiast do altanki.
— Albo ja wiem? okropność, co mówię okropność! straszne rzeczy!
Sędzia, regent i stary doktór zaalarmowani przez Anielcię, pospieszyli natychmiast.
— Czy kto chory u pana? — zapytał doktór.
— Żona i żona chora! co mówię! żona i córka, palpitacye! spazmy! jedna śmieje się, druga płacze... dawałem anodyny, co mówię... tak dobrze mówię... tak! anodyny...
— Idę w tej chwili, — rzekł doktór, biorąc kapelusz.
— Ach, chodź pan, chodź... przepraszam panie sędzio... Ha! i pan Komorowski tutaj?! — zawołał spostrzegłszy podpisarza... — ja z panem będę miał rozprawę! co mówię rozprawę? awanturę — jak honor kocham, awanturę!!
— Dobrze... dobrze, — odpowiedział podpisarz, — gotów jestem służyć panu — ale przedewszystkiem spiesz pan do chorej żony i córki.
— Tak, teraz spiesz! paradne... teraz spiesz! Sam wiem o tem że trzeba i spieszę, co mówię, pędzę! Panie doktorze idźmy! Przepraszam pana sędziego... najmocniej, żem przerwał zabawę... ale w takim wypadku, co mówię! w katastrofie wypadków!..
— Ależ panie, któżby mógł mieć pretensyę? Idźcie panowie coprędzej... ale doktór powróci do nas?
— Naturalnie... czekajcie na mnie...
— Osobliwość, — rzekł regent, gdy Szwarc z doktorem odeszli, — osobliwość!