Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



· · · · · · · · · · ·

Tak niedawno, a zdaje się że dawno już, bardzo dawno... Widzę cię jeszcze przed sobą, dobra, mała mieścino, rozsiadła na piaskach, otoczona lasami. Nibyś ty ta sama, a jednak już nie ta! Pozostały odrapane mury w rynku i nizkie w bocznych uliczkach domeczki, te same kałuże lśniące, czarne, niewysychające nigdy — ale już w oknach kamienic odrapanych i domków niziutkich, znajomych twarzy nie widzę...
Na rynku, jak dawniej, żydzi za geszeftami gonią, poważny mieszczanin, w granatowej kapocie, ściśnięty pasem czerwonym, w wysokiej rogatywce na głowie, ku szynkowni kroczy; chłopek z furką drzewa kupca wygląda, stara żydówka nad straganem siedzi... niby jak dawniej — a jednak nie tak jak dawniej. Nie widać tu pewnych typów, pewnych sympatycznych postaci.
Zniknęły one, rozproszyły się po świecie, a potroszę i zapomniano już o nich.
Któżby cię poznał dziś mała mieścino, rozsiadła na piaskach, otoczona lasami?! I lasy już rzadsze i piaski lotniejsze i ty sama mieścino inna jakaś... chociaż niby ta sama.
Może sądzisz czytelniku że chcę tu kreślić z końca ze-