Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 76 —

— Ja trzymam stronę rozsądku.
— Dziwna ty jesteś, moja droga, z tym ciągłym rozsądkiem... powagą!.. Kiedyż się mamy pobawić i weselić jeżeli nie teraz, pókiśmy młode. Czy wtenczas, gdy ty wyschniesz jak szanowna pani konsyliarzowa — a ja będę taką korpulentną jak pani Szwarc? Bo mam zamiar być taką na starość.
— Co też pleciesz?
— Nie plotę, tylko mówię... chcę być kiedyś okazałą damą, bo to jest i pięknie i wygodnie. Jak zasiądę w kościele, to zajmę swoją osobą całą ławkę, nawet pani burmistrzowa już się nie zmieści... Powiadam ci że to wyborna rzecz taka tusza... nieprawdaż Zosiu?
— Jesteś niepoprawny dzieciak... żebyś była trochę mniejsza, to z czystem sumieniem, kazałabym ci klęczyć.
— Każ... i owszem! — uklęknę chociaż jestem... jakżeż tam?! podlotek... niby trzy kwadranse na dorosłą pannę. Podziwiaj moje posłuszeństwo, już klęczę...
To mówiąc uklękła, oparła główkę na kolanach siostry i patrząc jej figlarnie w oczy, mówiła dalej:
— No widzisz, dziecko klęczy, dziecko jest posłuszne, może ono nawet obiecać poprawę i co więcej dotrzymać słowa... ale trzeba temu dziecku wytłómaczyć gdzie jest prawo, które zabrania się śmiać młodej dziewczynie, które nie pozwala jej być wesołą, zabrania podskoczyć i zaśpiewać... Nie, nie Zosiu kochana, nawet ojciec gwardyan nie był tak wymagający i nieraz mówił mi: „śmiej się dziecko boś młode, kochane, bo nieznasz jeszcze goryczy i zawodów“. To są własne jego słowa, a dlaczego ty jesteś innego zdania siostruniu? Powiedz mi, przecież widzisz że na klęczkach o to cię proszę...
— Czyż ty nie wiesz o zmartwieniu naszego kochane-