Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 61 —

— No jakże... zgoda?
— Niechże będzie zgoda, kiedy pani tak rozkazuje, — rzekł, ująwszy rękę panny Korneli, — zwracam tylko uwagę pani, że...
Nie dokończył, gdyż z odległości kilkunastu kroków rozległ się piskliwy głos pani doktorowej:
— Dzień dobry państwu! dzień dobry! Co za miłe spotkanie!.. Prześliczny poranek... słońce, kwiatki, szumiące drzewa, trawa, jak mówi poeta, bo zdaje mi się że tak poeta mówi, — usposabiają do marzeń i do zwierzeń...
— Zeszliśmy się tu przypadkowo, — odezwała się panna Kornelia.
— Ani wątpię... ani na chwilę nie wątpię.. W dziejach ludzi młodych, tak jak państwo oboje naprzykład, przypadkowość gra bardzo ważną rolę... Ale nie przeszkadzam, nie przeszkadzam!.. Chodziłam do żyda po owoce; drogie okropnie, a takich gatunków w naszym ogródku nie ma. Myślałam że kupię, lecz ceni na wagę złota... Z próżnym koszykiem powracam, bo nie chcę przepłacać! ani mi się śni! On sobie myśli że bez jego głupich fruktów żyć niemożna! powiedziałam mu że nie kupię i dziesiątemu zapowiem żeby nie kupował. Ale ja państwu bynajmniej nie przeszkadzam... Nie! nie! nie! nie zatrzymujcie mnie wcale, spieszę się... przy takich sługach jak dzisiejsze wszystko się zmarnuje, wszystko wykipi!.. Do miłego... do miłego, do przyjemnego widzez państwem. Obojgu państwu moje najniższe uszanowanie!
To powiedziawszy, doktorowa pobiegła w stronę bramy parkowej.
— Wyobrażam sobie, — rzekła aptekarzówna, — ile plotek wyniknie z naszego spotkania się...
— Trudno proszę pani... kto spiskuje...
— Odprowadź mnie pan do bramy, muszę już wracać.