Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



III.

Pan Szwarc do późnego wieczora siedział na ławeczce przed apteką i spoglądał nieustannie na drogę.
Miał on w tem wyglądaniu podwójny interes; z tej strony albowiem mógł lada chwila nadjechać nowy lekarz: i tą drogą również powinien wracać z Płużyc sędzia i doktór.
Lekarza nowego nie znał — a o samobójstwie pragnął by się jeszcze czegoś dowiedzieć; to też palił cygaro za cygarem i chcąc sobie skrócić oczekiwanie, mówił sam do siebie półgłosem:
— Dziwni ludzie, co mówię dziwni! głupi poprostu... jak honor kocham! Ten lekarz naprzykład, ledwie że ze szkoły wylazł, goły jak święty turecki, co mówię jak święty turecki! jak bizun! otwieram mu poprostu drzwi raju — a on się jeszcze ociąga! Boże! Boże! czegóż on chce więcej? Będę go protegował, dam mu moją Kornelcię za żonę... bezinteresownie, co mówię bezinteresownie! za pół darmo... Ha! ha! mieć zięcia lekarza to nie głupi interes... dopieroż będzie zapisywał recepty, co mówię zapisywał! będzie malował recepty! W intercyzie zastrzegę żeby ordynował żydom po pół funta chininy, po uncyi castoreum!... Niech dogadza