Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 210 —

on nic nie mówi, czy chcecie żebym mu się sama oświadczyła?
— A jakże on ma co gadać, kiej pani nie dopuści... jakże on chudziacek ma się odezwać, kiej pani mu odrazu gębę zamuruje...
Szelążkowa rozśmiała się.
— Jakżeż ja mu usta zamurowywam? — spytała.
— A może nie!? Niby to ja ślepa? niby się na tem nie rozumiem? On chudziaczek, już, już chce przemówić — a paniusia jak spojrzy na niego, to niby północkowy wiater na przymrozku... aż biedny zwiesi jeno głowę, niby jagoda po świętym Marcinie — i tylo. Ja to rozumiem, bo ja, choć dziś, na to mówiący baba, dla tego też byłam młoda i umiałam patrzyć niezgorzej — co się na gębę nie rzekło, to się oczami wymrugało. Znam ja się na takiej śtuce, bom nie dzisiejsza i nie wczorajsza, jeno letnia kobieta... Ot, co to gadać... nie rozumiem ja pańskich polityków i obchodów — u nas po chłopsku to poprostu, we czwartek przyjdzie z flaszką w zaloty, a w sobotę niesie na zapowiedzie, przez zadnej termedyi. Tak czy siak, ale prędko. No, moja paniusiu, moja kochana paniusiu, niech ze se pani pomiarkuje, bo mi szkoda żeby pani tak schła, marnowała swoje życie, swoje młode latka...
— No, już dobrze, dobrze, pomyślę o tem — ale teraz idźcie spać, zostawcie mnie samą, chcę trochę odpocząć, chcę się pomodlić.
— Oj to, to moja paniusiu kochająca! do Matki Najświętszej, do Przemienienia Pańskiego paciorek zmówić. Bóg miłosierny je nad kuzdą sierotą, nad kuzdym robackiem. Niech się paniusia pomodli, Pana Boga poprosi — a i ja też pójdę, pacierz zmówię, siedem środów będę suszyła jak mnie pani posłucha, krzyżem będę leżała.
— No idźcie, idźcie już, dobrej nocy wam życzę.