Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 193 —

serce i prawy charakter, w twoim domu przepędziliśmy niejedną miłą chwilę, nakoniec dziś, gdy nas los rozprasza, gdy rozrywa łączące nas węzły — ty przyjmujesz nas pod twój dach gościnny, żegnasz dobrem słowem, pragniesz uprzyjemnić nam ostatnie chwile, w mieście którego gospodarzem jesteś. My więc, oceniając twoje dobre intencye, twoją poczciwość, kochany prezydencie, odpowiadamy szczerem dziękczynieniem, wznosząc toast za pomyślność twoją i twojej szanownej małżonki!
Brzęknęły kieliszki, wszyscy powstali z miejsc, a rozrzewniony burmistrz, porywany z jednych ramion w drugie, ściskany, całowany przez gości, miał czas zapomnieć o swoim niefortunnym debiucie.
Zawiązała się ożywiona rozmowa, która do późna trwała.
Po północy dopiero zaczęli się wszyscy rozchodzić. Stary doktór zapraszał całe towarzystwo na jutro, regent na pojutrze, aptekarz również... Pragnęli wszyscy być razem aż do chwili odjazdu.
Sędzia z podpisarzem wracali do domu, aptekarz przyłączył się do nich.
— Chociaż mi to jest cokolwieczek z drogi, — rzekł, — co mówię cokowielwieczek! chociaż zupełnie w przeciwnej stronie mieszkam — jednak odprowadzę panów. Skorzystam na tem i sam, gdyż przejdę się... co przy bólu głowy jest poniekąd konieczne, co mówię konieczne! potrzebne, nieuniknione, jedyne!
— Więc chodźmy, — rzekł sędzia, — pogoda prześliczna; my później odprowadzimy znów pana do apteki.
— To może lepiej chodźmy się przejść do parku, — rzekł Komorowski.
— Racya! co mówię racya! genialny pomysł! Jeżeli mam prawdę powiedzieć, to aczkolwiek mam, nie chwaląc