Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 169 —

і о tem pomyślałem... puściłem contra — plotkę, że myśmy z nim zerwali pierwsi...
— Wątpię czy to będzie skutecznym środkiem, — rzekła smutnie potrząsając głową, — i proszę ojca na wszystko, niech mi ojciec nie zabrania wyjechać.
— Nie! nie!... powiedzą żeś pogoniła w świat za nim. Ty ich nie znasz co to za języki, co mówię nie znasz! nie masz wyobrażenia — idei!
— Ha! jak ojciec chce... ja proszę, błagam! to jest konieczne dla mego spokoju, dla zdrowia. Czy ojciec nie widzi co się ze mną dzieje? Czy ojciec nie rozumie że takie przejście podkopało mi zdrowie, odebrało siły? Ja muszę na jakiś czas przynajmniej oddalić się od miejsca, w którem przebolałam tak wiele. Pragnę się zająć czem, zatrudnić, nie mieć ani jednej chwili wolnego czasu — i to będzie dla mnie najlepszem i jedynem lekarstwem. Tego przecież mi ojciec odmówić nie może.
— Moja Kornelciu, tak dla ciebie, jak i dla twojej siostry Malwinki, byłem dobrym ojcem, co mówię dobrym! wzorowym ojcem i robiłem wszystko aby wam zapewnić szczęście... Z Malwinką udało mi się; z tobą trudniejsza sprawa. Naczytałaś się różnych książek — i nie chciałaś mnie słuchać. Ja ci nie robię wymówek, tylko powiadam, że gdybyś była poszła za moją radą, tobym dziś nie miał z tobą kłopotu i zmartwienia. Miałaś przecie tylu konkurentów.
— Dajmy pokój przeszłości — ona się już nie wróci mój ojcze... pomówmy lepiej o moim wyjeździe.
— Wiesz co że jesteś uparta, co mówię uparta! niewzruszona jak skała... Zkąd się to w tobie wzięło nie wiem; bo ja nie mam uporu w charakterze, a twoja matka jest ideałem uległości...
Panna Kornelia westchnęła.