Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 162 —

— Widzisz — wszystko ja sam ułożyłem. Nie potrzeba żebyś o tem rozgłaszał, bo ci mówię w zaufaniu — i mam nadzieję że zatrzymasz przy sobie to co usłyszysz.
— Oj, oj, i jak zatrzymam...
— Otóż powiem ci w zaufaniu, że istotnie on chciał się żenić z moją córką... Ja, co prawda opierałem się temu, co mówię opierałem się! nie chciałem nawet słuchać... ale jak mnie zaczął prosić, molestować, co mówię molestować! całować po rękach... tak ostatecznie dałem się ubłagać i powiedziałem: dobrze.
— Dla czego miałby pan powiedzieć niedobrze?
— Już ja sam wiem dlaczego... Uważasz bo nie wszystko jest złoto co się świeci, co mówię złoto! nawet nie wszystko co się świeci jest mosiądz! Dla mojej córki to nie była partya... tem bardziej, że jak się dowiedziałem z boku, ten pan doktór pozostawił w Warszawie masę długów...
— My o tem nic nie słuchali...
— Bo wy możecie tylko wiedzieć o żydowskich długach, a ten po największej części od chrześcian pożyczał — i jak powiadam długów miał więcej aniżeli włosów na głowie...
— To kimedya, dalibóg...
— Cóż miałem robić? Nie chciałem mu powiedzieć wprost co myślę, obawiałem się bowiem żeby się nie zmartwił, co mówię nie zmartwił! żeby się nie powiesił z rozpaczy, bo już bywały w historyi przykłady tego rodzaju... Wolałem więc wycofać się z tego stosunku gładko, delikatnie i politycznie; tak proszę cię, żeby jak to mówią i wilk był syty i koza cała — tedy radziłem mu sam żeby się przeniósł ztąd. Rzeczywiście on nawet może na tem zyskać, gdyż tam okolica bogata... będzie więc miał znacznie lepiej aniżeli tu — a tymczasem cała historya powoli się odwlecze i...