Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 146 —

podpiera brodę na ręku i słucha... wzdychając od czasu do czasu i ocierając łzy ukradkiem.
Gdy dziatwa do domu powróci i zacznie przy herbacie szczebiotać — matka wydziwić się nie może, jakim sposobem te malutkie główki rozwijają się tak szybko... zkąd mają różne wiadomości. Zdziś ma dopiero sześć lat, a już niejeden wyraz potrafi przeczytać bez pomocy — Marylka zaś, o cały rok młodsza, wie jakie miasta nad Wisłą leżą, wie kto i ile lat temu stary pałac zbudował...
— Ten pan chyba uczy dzieci? — zapytała raz matka Wojciechowej.
— Gdzieby zaś! — odparła wzruszając ramionami babina, — taki dobry pan miałby dzieci uczyć! Oj widziałam ja, proszę pani, jak nauczyciel dzieci uczył, to było tyla wrzasku, jakby nie przymierzając gadzinę zabijał... Nie, proszę pani, ten pan tak tylo dzieciom czasem co pokaże na książeczce, dobrze, delikatnie, przez bicia. Onby nawet muchy nie potrącił... a pani powiada że uczy!!!
— Ale to nie może być, moja Wojciechowa, on musi je uczyć, bo zkądby im to wszystko samo przyszło do głowy?
— A dyć, proszę pani, nie jestem Bogu dzięki ślepa jeno widząca — i dzieciom bym krzywdy zrobić nie dała! To też sprawiedliwie pani powiadam że nijakich nauków tam nie ma... a dzieci do tego pana lgną jak muchy do miodu. Jak jeno wychodzić z domu, to zaraz oboje w dyrdy, że nadążyć niemożna. Krzyczę, wołam — gdzie zas! lecą jak opętane nieprzymierzając... a ten pan już tam siedzi i czeka.
— Zawsze go spotykacie?
— A jeno. Siedzi zawdy na kamieniu, jak zapisał; ni jednego dnia nie było żeby się spóźnił, albo nie przyszedł. Dobry pan, dobry pan; aby jeno dzieci uźrzał to zaraz: naści Zdzisiu cukierka, a naści Marylko pierniczek; ponadaje im, ponawściubia do garści... a potem se posiadają wszystko