Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 144 —

Zbliżało się święto wiosny; więc też i żydkowie w miasteczku, aczkolwiek do porządków nieskorzy — tym razem zrobili pewne ustępstwa i kazali pobielić frontowe ściany swych domostw, pomyli okna, od roku kurzem i pyłem ulicznym przyćmione.
Pan prezydent cały kontyngens chwilowych mieszkańców aresztu wydelegował do zamiatania głównej ulicy i rynku, a nawet kazał wysypać piaskiem placyk przed ratuszem, ów placyk, na którym ojcowie miasta obradowali nieraz nad najżywotniejszemi, najbardziej doniosłemi kwestyami.
Bydło z odgłosem porannego dzwonu wychodziło na paszę, mieszczanie ciągnęli z pługami na pola, do roboty, przy której przyśpiewywał im, przyjaciel i nieodstępny towarzysz oraczów — skowronek.
Wiosna była w całym blasku, w całej pełni i majestacie swoim; piękna, uśmiechnięta, promienna, ukąpana w blaskach słonecznych i w kroplach rosy, które co rano drgały na młodziutkich listkach drzew, na trawie i kwiatach.
Codziennie, jeżeli deszcz nie przeszkadzał, o godzinie trzeciej popołudniu, biegło do parku dwoje dzieci, chłopczyk i dziewczynka; biegło, spieszyło się, na wielkie utrapienie starej piastunki, która im nadążyć nie mogła.
— A dyć, — wołała, — Ździsiu, Marylko! nie lećta tak jak utrapieńce! Ja stara już duchu w sobie nie czuję. O la Boga! to ci raki zatracone dopiero! skikają nikiej króliki... a jeno rechocą z uciechy...
Dzieci jednak nie zważały na perswazye starej, gderliwej niańki, która ze względu na wiek swój i tuszę, nie mogła za niemi nadążyć; wiedziały one dobrze że tam w parku, na ławce, koło „rycerza“ oczekuje na nich „wujaszek“, ten wujaszek, w którego kieszeniach, niby w puszce Pandory, znajdą się zawsze dobre rzeczy, cukierki, ciasteczka, za-