Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 139 —

będzie zdrów — to tylko całe nieszczęście że jest ogromnie imaginacyjny. Wyobraził sobie że z tej choroby nie wstanie, chce robić różne rozporządzenia... co do żony, dzieci, nawet co do pogrzebu. Niepodobna mu wybić tego z głowy. Jestem pewny że w nocy będzie was alarmował co moment, zwłaszcza gdy się trochę gorączka powiększy. W każdym razie, nie lękaj się pani, wierz staremu, gdyby było wielkie niebezpieczeństwo powiedziałbym bez ogródki.
— Dziękuję, bardzo panu dziękuję, — rzekła ściskając rękę doktora.
— Sądzę, że w nocy każe po mnie posyłać... i naturalnie przyjdę, bo uważam że moja obecność działa na niego uspakajająco. Bądź więc pani dobrej myśli, wmawiaj w ojca że mu jest lepiej, zresztą i narzeczony powinien pani pomagać...
— Czuwa przy ojcu prawie ciągle... niedawno właśnie wyszedł.
— To dobrze. Nietrzeba żeby ojciec pani był sam, bo mu zaraz różne niedobre myśli przychodzą do głowy.
Pożegnawszy doktora, panna Kornelia poszła na chwilę do ojca, potem znów do matki, która dostała ataku migreny.
Szwarc leżał niespokojnie na łóżku. Podczas dnia odwiedzali go znajomi, i przy nich uspakajał się chwilowo — ale gdy noc zapadła, gdy został sam w pokoju, poddawał się imaginacyi coraz bardziej.
Właśnie, wielki, staroświecki zegar wydzwonił północ, w pokoju chorego panowała cisza, wśród której tem straszniejszym wydawał się świst wiatru i burzy śnieżnej szalejącej na dworze.
Wicher gwałtowny szarpał drzewami, łomotał okiennicą, huczał w kominie, przeraźliwie jak puszczyk. Na dobit-