Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 123 —

— Eh! co tam! Nie ma o czem mówić... ale koniec końcem jest człowiek pełen energii, skoro się majątku dorobił i to znacznego majątku.
— Nie liczyliśmy jego kapitałów, — rzekł doktór.
— Ty zawsze chciałbyś liczyć!
— Tak; policzywszy mógłbym wiedzieć na pewno.
— Chcesz wiedzieć — to zapytaj pierwszego lepszego żyda, każdy ci powie. Oni doskonale znają się na tych rzeczach.
— Istotnie, — wtrącił podpisarz, — żydzi mówią że ma pieniądze.
— I to grube pieniądze, — rzekła doktorowa, — podobno więcej niż sto tysięcy!
— Zkądżeby?
— Ja tam nie wiem zkąd, ale tak mówią; Szulim przysięgał się na wszystkie świętości że wie o tem najdokładniej.
Doktór wzruszył ramionami.
— Chyba na loteryi wygrał?
— To wszystko jedno — ztąd czy zowąd — dość że ma, a gdyby nie miał, to twój koleżka nie żeniłby się z panną Kornelią.
— Cóż... dobra dziewczyna.
— Takich dobrych dziewczyn można znaleźć kopami! Mogę cię zapewnić że dla jej pięknych oczu nie zapłonął nagle miłością; bo gdyby mu tylko o osobę chodziło, to znalazłby łatwo i ładniejszą i młodszą.
— Zkąd możesz wiedzieć jakie pobudki go skłoniły?
— Łatwo się domyśleć...
— Dajmy temu pokój, moja żono, niech sobie robią co im się podoba.