Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 115 —

Przecież nikt go nie ruszał, mógł siedzieć spokojnie i czekać co będzie! Nie siedzi, nie czeka... to znaczy — że się czegoś spodziewa, o czemś wie...
Zgromadzenie postanowiło wydelegować jednego żydka, bardzo biegłego w prawie, żeby się dowiedział jak istotnie rzeczy stoją i żeby przywiózł najdokładniejsze informacye.
Delegat podjął się misyi najchętniej, tem bardziej że miał przytem i różne swoje własne interesa załatwić; — zgromadzenie tedy rozeszło się i każdy z jego członków był pewny że dowie się na czas o wszystkiem, i że niezostanie zaskoczony znienacka.
Stary doktór po odjeździe sędziego był bardzo smutny i milczący... po największej części siedział zamknięty w swoim pokoju, a nawet do chorych wychodził niechętnie.
Raz nawet rzekł, gdy go wzywano na miasto:
— Dajcież mi już pokój — macie młodszego, niech chodzi, mnie ciężko.
— Mój mężu kochany, — rzekła usłyszawszy to doktorowa, — uważam że od niejakiego czasu szczególnie jakoś posmutniałeś...
— Zdaje ci się...
— Nie, nie zdaje mi się... jestem pewna... i obawiam się czy nie jesteś chory?
— Nie...
— Chcesz we mnie wmówić że nie... ale ja widzę przecież.
— Bądź co bądź, chyba ja mógłbym prędzej coś o tem wiedzieć
— To jeszcze wielka kwestya! Tobie się zdaje że, jako doktór, na wszystkiem się znasz!
— Jeżeli mi nie wierzysz, to wezwij tamtego, niech mnie zbada. Pozwolę...